Home Na czasie Na storage’u łatwo zaoszczędzić

Na storage’u łatwo zaoszczędzić

0
0
104

Cel rynku jest prosty: dostawcy kości i magazynów pamięci chcą naszych pieniędzy. Aby więc nie przepłacać proponuję zmianę podejścia do danych.  

Cały przemysł pamięci chmurowej pracuje głównie po to, aby przyciągnąć do siebie coraz zasobniejszymi w pojemność magazynami. Z jednej strony w czasach stałego powiększania się wielkości plików jest to zrozumiałe, z drugiej oczywiste jest podejście biznesowe: sprzedać milion dodatkowych 2 GB przestrzeni. Polityka producentów kości jest identyczna, gdy mówią, że za wczorajszą cenę dzisiaj dostaniesz dwa razy więcej pojemności a do tego np. oprogramowanie do szyfrowania. Efekt: cena za przeliczeniowy 1 GB spada.  

Chmura czy kości?

Chmurowy storage ma cechy doskonałego magazynu pamięci, gdyż nie podlega koniunkturalnym problemom technicznym, wśród których krytyczne może być bezpieczeństwo plików albo sam dostęp. Ten ostatni limitowany warunkami technicznymi i biznesowymi przez dostawcę usługi dostępu do sieci powoduje, że niezakłócony dostęp do plików może okazać się iluzoryczny. Wystarczy nie zapłacić na czas lub zepsuć urządzenie. Bardziej sprawdzone i pewniejsze systemy storage’owe zwane biznesowymi są płatne i w przypadku nie wniesienia opłat dostęp do zasobów może okazać się niemożliwy.

  • Domniemane pewne bezpieczeństwo plików na urządzeniach i nośnikach materialnych również może być łatwo zakłócone. Ostatecznie pamięć to tylko urządzenie pozostające rzeczą w świecie podlegającym wszystkim zagrożeniom, jakie tylko można sobie wyobrazić. Najbardziej istotne wydaje mi się przy tym zagrożenie wynikające z technicznych warunków przechowywania gwarantowanych przez producentów. Tu również nie ma nic pewnego i jak dotąd nie wprowadzono na rynek nośnika czy urządzenia, które zagwarantuje wieczysty dostęp do plików. Wystarczy spróbować przeczytać pliki sprzed kilkunastu lat zapisane np. na dyskietkach 3.5 cala. Zabawa gwarantowana.  

I chmura, i kości

Ponieważ nie ma idealnego zabezpieczenia naszych plików, a ich liczba i ciężar namnażają się w postępie geometrycznym, należałoby mieć w użytkowaniu wszystkie typy repozytoriów chmurowych – w obrębie chmury: prywatne, publiczne oraz hybrydowe a do tego – niezależnie budować storage lub system backupowy na urządzeniach w przestrzeni realnej. To raczej chyba szaleństwo.

Osobiście uważam, że mamy do dyspozycji za dużo przestrzeni a gromadzenie plików wcale nie jest niezbędne. W dobie obfotografowania wszystkiego przez wszystkich, miliardów klipów na YT, FCB i w innych miejscach publicznych, nie jest mi potrzebne kolejne repozytorium na niepotrzebne foty czy inne duperele. A co z poważnymi rzeczami, do których zaliczam np. moje opracowania biznesowe z zakresu impact assessment?  Otóż te rzeczy są lekkie więc leżą spokojnie na jakimś pendrive. Gorzej, że muszę je przepisywać, odświeżać – pielęgnować.

Ale czy nie odkurzamy naszych bibliotek domowych? Przeglądamy najważniejsze pozycje książkowe, przypominamy sobie zawarte w nich fakty, historie, wdrukowane zdjęcia, mapy, poezje. To niejako automatyczne czynności współżycia z książką, tak bardzo będące w opozycji do bladego kontentu stacji TV. Odświeżamy więc nasze repozytoria nie tylko te digitalizowane. A jeżeli już potrzebujemy czegoś naprawdę wartościowego, czego nie mamy na półce, zawsze można zajrzeć do Biblioteki Kongresu USA. Tam jest wszystko i w zasadzie z wolnym dostępem. Prawdziwy triumf mas nad źródłami wiedzy (http://www.loc.gov/).

Brak zasobu to również brak problemu

Istnieje jeszcze jedno podejście, przyznaję ryzykowne i tchnące radykalizmem. A gdyby nie gromadzić plików, które czasami automatycznie i bezrefleksyjnie uznajemy za wartościowe? Podejście takie mogłoby przynieść znaczące oszczędności wydatków na repozytoria. No, bo czy wszystkie dane są z punktu naszego biznesu istotne? Czy rzeczywiście zwielokrotniona liczbą transakcji w banku informacja o obrotach dziennych firmy jest warta przechowywania latami na dyskach pamięci? Spójrzmy na rosnące piwnice tych małych, ale również i całkiem średnich firm gdzie od lat leżą, przechowywane na wszelki wypadek dyski z księgowością czy stanami magazynowymi. To zbędny złom, śmieć informatyczny; nikomu niepotrzebny, nigdy nieużyteczny. Za chwilę ukażą się nowe regulacje europejskie i słono zapłacimy za utylizację tych, jakże niepotrzebnych, pseudo-danych i ich nośników.

Zaprośmy znajomych na oglądanie starych zdjęć  

A czy prywatnie nie popełniamy podobnego błędu? Odpowiedzią na to jest częstotliwość powracania do starych zdjęć, dokumentów, filmów, kopii „bardzo ważnych rzeczy” zalegających nasze prywatne zasoby pamięci. Mimo nadmiaru pamięci czyli jej zbędnych zasobów, otrzymywany pendrive ciągle jednak budzi w nas uczucie wdzięczności i myśl, że to bardzo przydatne urządzenie. To tylko jednak nieuzasadnione wrażenie.

Jedyną kategorią wartościowych rekordów przeszłości są te, które pokazują na srebrowych odbitkach umarły świat przodków: młodych dziadków i babć w rolach mam, którzy nawet na letnisku w Otwocku byli w krawatach, muszkach, pantoflach i długich, letnich sukniach gdyż w pidżamach ogrodowych nie wypadało pokazywać się w miejscach publicznych. Ich całkiem zwyczajne wypady dorożką  „na powietrze” wyglądają dzisiaj tak samo nierealnie,  jak  Le déjeuner sur l’herbe . Te zdjęcia zachowam w prawdziwym pudełku.

Z przechowywanymi dzisiaj plikami cyfrowymi  rzecz wygląda jak w dialogu Małego Księcia z Pijakiem spotkanym na planecie tego ostatniego. Na pytanie Małego Księcia skierowane do Pijaka: – dlaczego pijesz? zapytany odpowiada – „żeby zapomnieć”. Odpowiedź na pytanie Małego Księcia przypomina czasami nasze relacje z systemami pamięci: żeby nie zapomnieć niepotrzebnych danych zapisujemy je i przechowujemy, po czym natychmiast o nich zapominamy.

Autor jest redaktorem naczelnym magazynu ITReseller

Dodaj komentarz

Przeczytaj również

Twój e-PIT bez przysługujących Ci ulg? Zadbaj o swój interes i obniż podatek. Kto prześpi – straci.

Koniec miesiąca zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nim – ostateczny termin na złożenie …