Home Biznes Jak Web 2.0 zmieni IT

Jak Web 2.0 zmieni IT

0
0
84

Nicholas Carr, autor opublikowanego w magazynie Harvard Business Review artykułu "IT Doesn’t Matter" i wydanej niedawno książki "The Big Switch" w rozmowie z redaktorem serwisu Infoworld Tomem Sullivanem zaprezentował swój scenariusz, w jaki sposób przedsiębiorstwa przejdą do modelu IT opartego w większym stopniu na usługach, dlaczego niewielka grupa przedsiębiorstw pożera 20% mocy światowych serwerów, w jaki sposób Web 2.0 powiela zasady tkwiące u podstaw biznesu i jaki z tym wszystkim związek ma tak zwany „czynnik ludzki”.

Czy to prawda, że w książce "The Big Switch" odchodzi pan od stanowiska zaprezentowanego w artykule "IT Doesn’t Matter"?

Nawet w moim napisanym lata temu artykule jedną z głównych tez było to, że coraz więcej systemów informatycznych, w które przedsiębiorstwa inwestują i samodzielnie utrzymują, wydaje się być infrastruktura nieprzynosząca przewagi konkurencyjnej. Zaprezentowałem analogię do usług komunalnych, z których każdy musi korzystać, lecz które stają się z czasem w zasadzie niczym więcej niż współdzieloną z innymi infrastrukturami. Co się, więc dzieje, gdy większość systemów wykorzystywanych przez firmy nie różni się od systemów wykorzystywanych przez ich konkurentów? Czy nie oznacza to, że z czasem przesuniemy się w kierunku szerszego wykorzystania współdzielonej z innymi infrastruktury, czegoś w rodzaju usług komunalnych?

Zasadniczy wzrost popularności rozwiązań cloud (działających w chmurze) odzwierciedla fakt, że masa rozwiązań informatycznych, w które przedsiębiorstwa inwestowały, naprawdę lepiej nadaje się do administrowania centralnie i współdzielenia przez grupę firm niż do utrzymywania w charakterze niezależnych instalacji. Uważam to za logiczną konsekwencję tego, co napisałem w "IT Doesn’t Matter". Z drugiej jednak strony, można powiedzieć, że jeśli firma mądrzej podchodzi do wykorzystania możliwości powstałych dzięki temu nowemu fenomenowi technologicznemu, może uzyskać przynajmniej przewagę kosztów nad swoimi konkurentami. Na tym poziomie można więc powiedzieć, że istnieje pewna sprzeczność między tezą, że nie można uzyskać przewagi konkurencyjnej w oparciu o technologię a tym, co dziś obserwujemy w przypadku cloud computing.

Zwrot w kierunku IT jako usługi będzie zwrotem długofalowym. Proces zachodzi już teraz, ale postępy – których przykładem jest Salesforce.com – są na tyle niewielkie, że można mieć wrażenie, że dzieje się niewiele. Czy pokusi się pan o nakreślenie harmonogramu tych przemian?

Przewiduję dziesięcio-, piętnastoletni okres transformacji. Zwłaszcza w przypadku dużych przedsiębiorstw, dużych użytkowników korporacyjnych, te ramy czasowe wydają się być nakreślone właściwie. Skala ich operacji wewnętrznych jest ogromna. Musi upłynąć sporo czasu, zanim infrastruktura współdzielona osiągnie na tyle duże rozmiary i efektywność działania, by stała się realną alternatywą dla ogromnych centrów danych należących dziś do firm. Całkowicie zgadzam się z tym, że znajdujemy się w okresie transformacji, która jakiś czas potrwa. W tym momencie powiedziałbym, że szum wokół cloud computing wyprzedził do pewnego stopnia rzeczywistość. Jednocześnie jednak wzrost wykorzystania rozwiązań cloud w ciągu ostatniego roku przerósł moje oczekiwania. Już dziś dużo się dzieje, ale rzeczywiście, mamy do przebycia długą drogę.

Droga wydaje się być daleka, a do tego dochodzi "czynnik ludzki". Dzisiejsi specjalisci od IT zdolni są zablokować zmiany w kierunku modelu cloud choćby po to, by zachować swoje miejsca pracy. Jak pana zdaniem potoczą się wypadki?

Cóż, działy IT zastanawiające się nad cloud computing stają w obliczu podstawowego konfliktu interesów. Przed takim konfliktem staje każdy dział wewnętrzny, który ma w perspektywie zastąpienie go przez dostawcę zewnętrznego. Mieliśmy już do czynienia z takim zjawiskiem w przypadku projektów outsourcingowych, nie jest więc ono czymś całkowicie nowym. To, co, jak sądzę, jest silniejsze niż opór, który może pojawić się po stronie departamentu IT próbującego bronić swoich interesów, to konieczność, przed którą stają konkurujące z innymi przedsiębiorstwa, zmuszone ograniczyć wydatki na informatykę i jednocześnie zwiększyć jej wydajność. I cloud jest dobrym rozwiązaniem tego problemu.

Co rozumiem pod pojęciem presji konkurencyjnej? Jeśli jeden z twoich rywali zrobi krok w kierunku szerszego wykorzystania cloud computing i zaoszczędzi w ten sposób sporo pieniędzy, to niezależnie od tego czy podoba się to twojemu departamentowi IT, czy nie, staniesz w obliczu konieczności – wynikającej z zachowania innych graczy rynkowych – przesunięcia się w tym samym kierunku. Z czasem ten właśnie mechanizm doprowadzi do upowszechnienia się rozwiązań cloud.

I doprowadzi do ograniczenia liczby miejsc pracy dla specjalistów od IT, mimo tego, że niektórzy utrzymują, iż usługi cloud nie pociągną za sobą takich konsekwencji…

Co więcej, twierdzą tak nie tylko dostawcy usług IT, ale i menedżerowie działów informatyki, którzy mówią: "jeśli zdołamy zrzucić z siebie tą odpowiedzialność, będziemy w stanie skierować zatrudnionych przez nas ludzi do wykonywania prac o większym znaczeniu strategicznym". To oczywiście mit. Za każdym razem, gdy pozbywasz się pewnego zakresu prac, wykonująca je do tej pory osoba zmuszona jest udowodnią swojemu pracodawcy, że warta jest tego, by firma nadal ją zatrudniała. Kiedy pozbywasz się pewnych zadań, wykonująca je osoba najczęściej dostaje wypowiedzenie, zwłaszcza gdy gospodarka jest w takim stanie jak dziś, kiedy to firmy dążą nie tylko do zwiększenia wydajności, ale też do zmniejszenia zatrudnienia.

Jak obecny kryzys przekształci rynek IT?

Mam mieszane uczucia. Z jednej strony, presja na cięcie kosztów, której podlegali menedżerowie IT i ich działy przez ostatnie dziesięć lat, nie zmniejszy się, a nawet może się zwiększyć. I to wydaje się oznaczał, że będziemy mieli do czynienia z poszukiwaniem bardziej efektywnych i mniej kosztownych sposobów wykonywania zadań, które muszą zostać wykonane, by przedsiębiorstwo mogło funkcjonować, niezależnie od tego, czy znajdujemy się na poziomie wyłącznie wydajności pamięci i przetwarzania danych, czy też wykorzystania aplikacji. Z tego punktu widzenia kryzys powinien sprzyjać upowszechnianiu się modelu cloud, ponieważ w ostatecznym rozliczeniu jest on znacznie tańszy i nie wymaga początkowych nakładów kapitałowych.

Z drugiej jednak strony, kiedykolwiek mamy do czynienia z tego rodzaju poważną zapaścią gospodarczą, firmy mają tendencję do postaw bardzo zachowawczych i unikania ryzyka, dlatego mogą nie chcieć eksperymentować z nowym modelem IT. Mamy więc do czynienia z działaniem dwóch przeciwstawnych sił: jedna z nich popycha firmy do znalezienia bardziej efektywnych sposobów wykonywania ich zadań, a druga podpowiada, by "przygotować się na potencjalne zagrożenia i powstrzymać się od wszelkich eksperymentów". Nie wiem, jaki będzie wynik starcia tych dwóch sił. To, co mogliśmy zaobserwować do tej pory – całkiem dobre dotychczasowe wyniki finansowe serwisu Salesforce.com – zdaje się wskazywać, że kryzys może popychać firmy do szybszego zbadania czy nawet zakupienia usług w modelu cloud. Jest jednak zbyt wcześnie na jednoznaczną ocenę.

Niedawno napisał pan na swoim blogu, że kilka dużych firm – Microsoft, Yahoo, Google i Amazon – kupuje 20% mocy sprzedawanych dziś serwerów i ten fakt, w połączeniu z coraz bardziej potęnymi urządzeniami sieciowymi, prowadzi do powstania nowej architektury, umożliwiającej budowę nieznanych wcześniej aplikacji. Czy może pan podać jakieś przykłady?

Chciałbym móc je podać. Nie rzucam tego ot, tak sobie – nie znamy ich jeszcze. Sposób wykorzystania serwerów Amazon.com przez The New York Times jest drobnym, lecz wymownym przykładem, co dzieje się, gdy radykalnie demokratyzujemy przetwarzanie danych – tak, by każdy miał w każdej chwili dostęp do wydajności na poziomie superkomputera.

Co jeszcze może się zdarzyć? Myślę, że można zrobić dużo i z pewnością mądrzy ludzie to zrobić. Jeśli jednak pomyślimy o ograniczeniach krępujących ruchy działu IT działającego wewnątrz przedsiębiorstwa, wiele z nich związanych jest z tym, że tradycyjnie mieliśmy do czynienia z dużymi, początkowymi wydatkami kapitałowymi, które należało ponieść, by stworzyć możliwości przetwarzania umożliwiające prowadzenie eksperymentów, pisanie aplikacji, które mogą się okazać opłacalne lub nie. Te koszty dusiły innowacje. I nagle te koszty są odsuwane, otwierając drogą znacznie większej liczbie eksperymentów niż do tej pory. A przyglądamy się tylko zakresowi obowiązków działów IT.

Poza tym, jeśli spojrzymy na Amazon Kindle, jego najbardziej interesującą cechą nie jest to, że jest kolejnym czytnikiem książek elektronicznych, ale to, że ma stałe łącze internetowe zasadniczo wbudowane w ten produkt. Rozumiem przez to, że nie ma tu żadnych dodatkowych kosztów, jest to po prostu jedna z funkcjonalności tego produktu. Co stanie się, jeśli coraz więcej produktów będzie miało wbudowane usługi internetowe i nie trzeba będzie nawet o nich myśleć? Taki rozwój sytuacji wydaje się nieunikniony, a firmy będą musiały pomyśleć o tym, jak nieustanne podłączenie do tego największego na świecie systemu cloud zmienia naturę produktów i usług.

Zastanówmy się jeszcze przez chwilą nad faktem, że tak niewiele firm kupuje tak ogromną część wszystkich sprzedawanych na świecie serwerów. Jakie są tego konsekwencje?

Cóż, po pierwsze teza ta została sformułowana przez Ricka Rashida, wiceprezesa odpowiadającego w Microsofcie za badania. Zakładam więc, że jest on dobrze poinformowany i są to precyzyjne dane. Jeśli tak jest, to 20% jest znaczącym fragmentem rynku mocy obliczeniowej i skupienie go w rękach nielicznych dowodzi naprawdę fundamentalnego zwrotu kierunku rozwoju branży. Oznacza to de facto, że coraz więcej produktów konsumowanych będzie przez coraz mniejszą liczbę odbiorców. Radykalnie zmienia to krajobraz branży IT.

Czy zaskakuje mnie ujawnianie się takiego trendu? Nie, odzwierciedla to fakt, że przetwarzanie danych w coraz większym stopniu odbywa się w centrach danych. Zapomnijmy o świecie korporacji. Jeśli przyjrzymy się temu, jak indywidualni użytkownicy korzystają dziś ze swoich pecetów i smartphone’ów, to widzimy, że ogromna ilość operacji wymagających kiedyś zakupu twardego dysku wykonywana jest dziś w "chmurze". Cały Web 2.0 funkcjonuje w chmurze. Odzwierciedla to, w jaki sposób ludzie postrzegają działanie swoich komputerów. Jeśli jednak wskaźnik ten już teraz kształtuje się na poziomie 20%, to jest to dość niesamowite, zważywszy, że zdarzyło się to w tak krótkim okresie.

Jak wygląda dziś wykorzystanie Web 2.0 w przedsiębiorstwach?

Wartość tego modelu nie ogranicza się do serwisu Facebook, na którym dzieciaki umawiają się na randki. Przedsiębiorstwa mają wiele możliwości wykorzystania tego modelu, który opiera się na systemach wspódzielonych – możliwości przesłania użytkownikowi ogromu informacji i użycia narzędzi, które umożliwiają użytkownikom w dowolnym momencie kontrolowanie, jakie informacje są współdzielone i z kim. Tak naprawdę powiela to fundamentalne zasady rządzące organizacją przedsięwzięć biznesowych. To, czym zajmujemy się zawodowo, jest często związane z odkrywaniem, który z kolegów może być w posiadaniu poszukiwanych przez nas informacji, jak dzielić je z innymi, jak dostarczyć informacje odpowiednim osobom.

Ludzie, którzy są tak głęboko wpisani w szkolne czy rodzinne sieci kontaktów, będą oczekiwali takich samych możliwości w miejscu pracy. To użytkownicy są motorem tego rodzaju zmian – tradycyjnym działom IT psują one szyki. Działy IT i zatrudnieni w nich ludzie będą się wlec w ogonie zmian, a później na gwałt doganiać czołówkę.

Jaka jest najbardziej znacząca zmiana, na którą powinny przygotować się korporacyjne działy IT?

Zadania, które do tej pory generowały większość wydatków i zajmowały większość ludzi, zostaną przesunięte gdzie indziej. Przykładem są wszystkie prace związane z administracją i utrzymaniem, które były niezbędne, by mieć złożone aplikacje i systemy na miejscu. To nie stanie się w ciągu jednej nocy, ale z czasem większość tych zadań będzie realizowana w modelu cloud. Nie oznacza to, że działy IT przestaną istnieć czy też zostaną im odebrane wszystkie ważne zadania – być może otrzymają nawet więcej istotnych funkcji. Oznacza to, jednak, że ich tradycyjne zadania zmienią się i ich pracownicy będą musieli przyzwyczaić się do, jak sądzę, znacznie mniejszej liczby osób zatrudnionych w dziale i prawdopodobnie znacznie skromniejszych budżetów. I znów, mówią o zmianie, która rozegra się w ciągu następnych dziesięciu lat, nie o zmianie, która wydarzy się w ciągu najbliższych dwudziestu czterech miesięcy.

żródło: Infoworld


 

Dodaj komentarz

Przeczytaj również

Twój e-PIT bez przysługujących Ci ulg? Zadbaj o swój interes i obniż podatek. Kto prześpi – straci.

Koniec miesiąca zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nim – ostateczny termin na złożenie …