Home Maszyneria Listy z frontu – drukarki idą na wojnę.

Listy z frontu – drukarki idą na wojnę.

0
0
100

To trudny rynek. Użytkownicy prywatni mają powody, żeby nie kochać laserówek: ceny odstraszają i to na tyle skutecznie, że argumenty przemawiające przeciwko drukarkom atramentowym  (np.: marnowanie części tuszu przy każdej wymianie) nie mają znaczenia. Podobnie argumenty, które mogą przemawiać za laserem (czyli szybkość, wydajność tonerów) bledną przy cenie.

Drogie, ale za to nieporęczne.

Drukarki laserowe mają też jeszcze jedną wadę. Postawione na biurku zabierają olbrzymi kawał powierzchni, są wysokie (niektóre liczą niemal 40 cm), a przenoszenie niektórych z nich to prawdziwy trening dla mięśni (25 kg to średni wynik; biurowa rekordzistka spod znaku „Brother” waży niemal 30 kg)

Jak widać chętnego do zmierzenia się z popularnością lekkich, poręcznych i niedrogich atramentówek czeka nie lada wyzwanie.

Dla wielu małych i średnich firm, oraz użytkowników prywatnych nie byłoby źle, gdyby na rynku pojawiła się wreszcie realna konkurencja. Drukarki atramentowe mają bowiem swoje wady. Używane rzadko „zasychają”, używane często szybko domagają się zmiany pojemników z tuszem. Te ostatnie – jeśli ktoś chce kupować oryginalne akcesoria – nie są tak tanie, jak głosi legenda. Wreszcie nie sprawdzają się tam, gdzie trzeba drukować naprawdę dużo.

Czas małych firm.

Najwięksi gracze rynkowi zdają się jednak rozumieć, gdzie znajdują się potencjalni klienci. Ostrożne szacunki mówią, że już niemal połowa odbiorców na rynku to małe i średnie firmy. Naturalnie zysk nie jest tutaj tak spektakularny (czym innym jest sprzedać jedną drukarkę do firmy, a czym innym zrealizować kontrakt na kilkanaście urządzeń), ale skoro tamten rynek powoli się nasyca, pora zauważyć mniejszych.

Dzisiaj kupno kolorowej, laserowej drukarki za ok. 1000 PLN nie jest już wielkim wyczynem. Takie urządzenia jak Canon Laser Shot LBP 5000, czy HP LaserJet 1600 to wieloprzebiegowe drukarki zapewniające wysoką jakość kolorowych kopi. Niestety to nadal 1000 PLN – kwota, która dla małej firmy, przyglądającej się każdej wydawanej złotówce, jest niebotyczna.

Kurs na segment SOHO, oraz odbiorców indywidualnych najkonsekwentniej trzyma w tej chwili Samsung. Mniej więcej rok temu wypuścił na rynek model CLP-300, który do dzisiaj przedstawiany jest jako bestseller w sklepach internetowych z elektroniką. Właściwie trudno się dziwić – w tej chwili można go kupić za ok. 600 PLN, a jego wymiary to (szer. x głęb. x wys.). 390 x 344 x 265 mm. Dla porównania wymiary wyjątkowo zgrabnej atramentówki Epson Stylus D92 to (szer. x głęb. x wys.). 435 x 219 x 165 mm. Różnica nie jest kolosalna, a CLP-300 to wieloprzebiegowy, kolorowy laser z prawdziwego zdarzenia.

Zmiana na pozycji lidera.

Wszystkie dobre słowa, które powiedziano o najtańszej na rynku drukarce ze stajni Samsunga nie oznaczają jeszcze, że jest pozbawiona wad. Kontrowersje dotyczą przede wszystkim wydajności i szybkości (16 stron na minutę  w czerni i 4 w kolorze to wynik może nienajgorszy, ale i niezbyt imponujący). Samsung miał więc do odrobienia lekcję i twierdzi, że ją odrobił. Lada dzień, wraz z nową linią drukarek laserowych, na rynku ma się pojawić następca CLP-300, oznaczony symbolem 350. Ma być nieco większy (a jednak – jego wymiary to (szer. x głęb. x wys.). 400 x 420 x 270 mm), ale podobno tylko po to, by był w stanie drukować 19 stron na minutę w czerni i 5 w kolorze, oraz by tonery wystarczały na 4000 stron w czerni i 2000 stron kolorowych (w poprzednim modelu było to odpowiednio 2000 i 1000).

Pojawienie się nowego modelu małej laserówki to dobra nowina dla firm segmentu SOHO, ale także użytkowników indywidualnych. Niestety cena następcy CLP-300 nie jest na razie znana, a nie trzeba być wróżką, żeby zgadnąć, że to ona zdecyduje o popularności nowego Samsunga. Jeśli jednak okaże się, że nie będzie znacząco odbiegać od ceny poprzednika, temperatura na froncie znowu się podniesie. Bo mieć w domu, czy w firmie drukarkę, która nie zajmuje dużo miejsca, drukuje w kolorze, a toner wystarcza w niej na ok. 3000 stron, to duża wygoda. Kiedy cena przestanie być decydującym czynnikiem przy podejmowaniu decyzji, producenci drukarek atramentowych będą mieli powody do zmartwień.

Taktyka Samsunga jest konsekwentna. Proponując tanie urządzenie, zaspokajające potrzeby małego i średniego biznesu przygotowuje sobie klientów na przyszłość. Na pewno jakaś część firm, które na razie są w fazie wzrostu, stanie się w przyszłości dużymi odbiorcami. Jeśli przez ten czas nie zniechęcą się do marki – istnieje duża szansa, że pozostaną przy Samsungu. Wybiorą wtedy pewnie większe urządzenia takie jak CLP-610ND i CLP-660ND (to też nowości Samsunga, oczywiście z innego segmentu cenowego; większe, drukujące 24 strony na minutę, wyposażone w tonery wystarczające na 5500 stron oraz duplex).

O przywiązaniu do marki może również zdecydować jakość serwisu. Wielu producentów nie dojrzało jeszcze do stosowania cywilizowanych reguł gwarancji. Akurat w przypadku drukarek jest to szczególnie uciążliwe – to urządzenie jest często podstawą biznesu i mało kto dobrze znosi nowinę, że naprawa gwarancyjna może potrwać dwa tygodnie. Jeśli inne marki nie spróbują dorównać ofercie Samsunga (dwuletnia gwarancja i serwis u klienta w następny dzień roboczy po zgłoszeniu awarii), za jakiś czas mogą nie mieć czego szukać na rynku.





Dodaj komentarz

Przeczytaj również

Jaka jest przyszłość technologii 5G?

W ostatnich tygodniach media obiegła informacja na temat zwolnień grupowych w szwedzkiej f…