Home Na czasie Fax – druga młodość?

Fax – druga młodość?

0
0
91

Pozwalają one korzystać z pełej funkcjonalności faksu, bez konieczności jego fizycznego posiadania. W prosty i szybki można zarówno odbierać jak i wysyłać faksy, oszczędzając tym samym na kosztach kupna i eksploatacji tradycyjnego sprzętu. Aby dowiedzieć się więcej, wejdź na www.freeconet.pl i sam przekonaj się czym jest Wirtualny Fax.

 Uwaga! Przez pierwszy miesiąc testowy będziesz mógł korzystać z usługi bez opłat!

Fax – druga młodość?

Wynaleziony na początku XX wieku faks wyprzedził swój czas. Niemiecki wynalazca Arthur Korn nie zbił na swoim pomyśle majątku. Urządzenie, które potrafi zeskanować obraz, przetworzyć go na sygnały elektryczne i odczytać na drugim końcu świata zrobiło furorę w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Okres prosperity nie był jednak długi. Szybko okazało się, że nowe formy komunikacji wykorzystujące internet są szybsze, bardziej efektywne i tańsze.

Sprzedaż faksów malała zgodnie z oczekiwaniami branży, która zdążyła przestawić produkcję na inne, bardziej nowoczesne technologie. Jakież więc było zaskoczenie, gdy niespełna rok temu, oglądane dotąd ze znudzonymi minami słupki sprzedaży na wygasającym rynku – nagle drgnęły. Ci, którzy mieli nosa i zwietrzyli w tych kilku nieśmiałych ułamkach procent stały trend – dzisiaj spijają śmietankę zysków. Faksy wróciły do łask. Ich sprzedaż na przestrzeni ostatnich 6 miesięcy wzrosła – uwaga – o 800%.

Pora przyjrzeć się temu fenomenowi. Oto w jaki sposób ciut zdezorientowani analitycy próbują wyjaśniać najbardziej spektakularny powrót w historii technologii.

Nienawidzę cię kliencie!

David Snaubauer z firmy doradczej „Office Consulting-Research” uważa, że za wzrost zainteresowania faksami odpowiadają korporacje i duże firmy. „Wszechwładza księgowych doprowadziła kontakty z klientami do absurdu – twierdzi David – Problem dotyczy szczególnie firm, które mają wielu klientów, jak sieci komórkowe, koncerny energetyczne i farmaceutyczne. Globalizacja sprawiła, że na świecie w ramach jednej branży liczy się kilka, góra kilkanaście marek. To sprawia, że ilość obsługiwanych przez nie klientów idzie w miliony. A klienci to dla takiej firmy największy skarb – dopóki jest ich milion. I prawdziwe utrapienie, gdy kilkuset z nich zamiast grzecznie kupować produkty i przynosić zyski – próbuje nawiązać kontakt.”

Zdaniem Snaubauera firmy nie mogą wprost przyznać, że nie mają ochoty rozmawiać z klientami. To co mogą zrobić to – z jednej strony – zniechęcić ich do kontaktu, z drugiej obsługiwać taki kontakt najtaniej jak się da. „Z tych wyliczeń dyrektorom finansowym wyszło, że niezastąpionym urządzeniem będzie faks. Poczta jest kosztowna. Mail – za łatwy. Telefon – najgorszy z możliwych, bo musisz przez cały boży dzień mieć kogoś, kto będzie podnosił słuchawkę i udawał że mu zależy. Faks jest idealny. Odbieranie i wysyłanie kosztuje grosze, czytasz kiedy chcesz, a Klientowi i tak nie będzie się chciało kupować takiego urządzenia”.

"Rzecz w tym, że wśród klientów największych korporacji jest wiele firm, dla których zakup faksu nie jest problemem. Ceny tych urządzeń spadły, stały się więc one dostępne również dla mniejszych graczy. Oto dlaczego w ostatnich miesiącach faksy przeżywają renesans" – uważa David.

Historia jest nawet przekonująca. Wielu z Was próbowało na pewno załatwić coś ze swoim operatorem sieci, czy telewizji cyfrowej i okazywało się, że jedyną formą kontaktu jest fax. Snaubauer nie wziął jednak pod uwagę, że w dzisiejszych czasach faksy można wysyłać bezpośrednio z komputera. Fakt – problem pojawia się gdy chcesz wysłać dokumenty z odręcznym podpisem. Może jest tak, że firmy zamiast uczyć pracowników obsługi programów faksujących, inwestować w skanery wolą wydać kilka złotych więcej i kupić po prostu urządzenie dedykowane do tego typu zastosowań. Może, ale czy rzeczywiście w ten sposób można wyjaśnić zjawisko o tak potężnej skali?

Mathew Bused i spiskowa teoria dziejów.

Kiedy osiem lat temu czterdziestoletni wówczas Mathew Bused obejmował posadę dyrektora generalnego Zerox Corporation – amerykańskiego giganta produkującego urządzenia kopiujące – wielu widziało w nim wizjonera, który poprowadzi nienajlepiej zarządzaną dotąd firmę do milionowych zysków. Za Busedem unosiła się woń sukcesu. Dość specyficzna – zasłynął bowiem jako dyrektor generalny firmy sprzedającej tusze łososia norweskiego. Kiedy obejmował stanowisko dyrektora w poprzedniej firmie, poza granicami Alaski nie słyszał o niej nikt, Kiedy dziesięć lat później odchodził do Zeroxa, BigFish był międzynarodowym koncernem zatrudniającym kilkadziesiąt tysięcy ludzi z obrotami idącymi w miliony dolarów. Dopiero po kilku latach pojawiły się głosy jakoby sukces BigFisha był zbudowany na kłamstwie. Kilka osób usuniętych z firmy twierdziło, że jej technologom udało się wynaleźć recepturę, dzięki której rolę łososia z powodzeniem pełnił… śledź.

Tak czy inaczej Mathew Bused przyszedł do Zeroxa jako zbawca-wizjoner i – o dziwo – po kilku latach firma zaczęła wykazywać coraz większe zyski. Apogeum przypadło na ten rok. Nie dlatego, że świat nagle zapragnął kupować kopiarki Zeroxa. Za sukcesem stoi niespodziewany skok sprzedaży… faksów.

Ted Buster – dziennikarz specjalizujący się w aferach finansowych na styku gospodarki i polityki zauważył, że głównym odbiorcą urządzeń Zeroxa była Unia Europejska. „To zaskakujące jak tak potężny organizm, na który składa się rozbudowana do granic możliwości biurokracja może za sprawą decyzji jednego człowieka związać się z jedną firmą” – pisze Ted. Tyle, że ten człowiek to wysokiej rangi komisarz ds. technologii – Holender Groen Smalls. Nie zrobił nic wielkiego – w ramach swoich uprawnień po prostu zalecił wszystkim instytucjom w Unii zakup faksów. Żeby uniknąć problemów w komunikacji urządzenia miały pochodzić z jednej firmy i spełniać rygorystyczne normy poufności, czyli być wyposażone w zawansowany system szyfrowania danych. Potężne zamówienie. Traf chciał, że tylko jedna firma kilka miesięcy wcześniej przypadkiem zaczęła produkować takie urządzenia. Oczywiście był to Zerox. Całkowicie przypadkowy traf zdecydował zapewne również, że Groen Smalls zanim został komisarzem ds. technologii był komisarzem ds. rybołówstwa. Dzięki jego decyzjom udało się zwiększyć kwoty połowowe śledzia bałtyckiego dla pewnego niewielkiego kraju w Europie Centralnej…

„To niesłychane, że takie rzeczy dzieją się w świetle reflektorów na najwyższych szczytach władzy” – pisze Ted Buster, Ale czy to rzeczywiście niesłychane? Trudno powiedzieć. Przyznać jednak trzeba, że bezprecedensowa decyzja Unii Europejskiej stanowiła potężny bodziec dla rynku faksów. Wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób utrzymują kontakty w instytucjami Unii muszą dzisiaj korzystać z tych urządzeń.

Ale to cały czas nie wyjaśnia skali zjawiska powrotu faksów. Nawet tak rozbudowane instytucje jakimi obrosła Unia nie są w stanie wygenerować globalnego popytu na tak wielką skalę. Za czymś takim muszą stać po prosu ludzie. Ale nie pojedyncze jednostki, tylko cała sieć. Ruch połączony ideą, który jest dla współczesnej gospodarki jak tlen. Taka idea istnieje, a jej początek sięga małej miejscowości Marino w północnych Włoszech.

Słowa na wagę złota!

Antonio Fersace (nie mylić ze sławnym nazwiskiem, chociaż, kto wie, które z nich będzie bardziej znane za kilka lat…) od dziecka był małomówny. Nie dlatego, że nie miał nic do powiedzenia. Przeciwnie – wszyscy zawsze czekali na jego puenty. Były błyskotliwe, choć składały się z kilku zaledwie słów.

Antonio wychowywał się w małej miejscowości. Tam chodził do szkoły, tam uczęszczał do biblioteki, tam też pierwszy raz zetknął się z symbolami nowoczesnego świata: internetem i telefonem. Używał ich później namiętnie, gdy jako młody, pełen zapału student przemierzał korytarze słynnego uniwersytetu w Padwie. Dzisiaj wspomina te czasy w jednym z wywiadów: „To były fantastyczne lata. Studiowałem filozofię na jednym z najwspanialszych uniwersytetów świata. Czytałem najstarsze książki ale zaraz po wyjściu z biblioteki włączałem telefon, a po przyjściu do akademika komputer. Nigdy wcześniej nie miałem takiej potrzeby komunikacji. Gadałem i gadałem – bez przerwy, całe dnie i noce. Dzisiaj kiedy o tym myślę, mam ochotę zapaść się pod ziemię”.

W tym cała rzecz. Fersace wstydzi się swojego gadulstwa. Od z górą dwóch lat, słowa z jego ust słyszą tylko najbliżsi. Z wszystkimi innymi komunikuje się za pomocą… faksu.

Antonio jest twórcą ruchu „Slow-Word”. Ruch skupia ludzi, którzy odrzucają współczesne metody komunikacji takie jak telefon, mail, czy komunikatory internetowe. „Celem Slow-Word jest propagowanie przemyślanej komunikacji” – pisze na swojej stronie internetowej Fersace – „Nie jesteśmy dziwakami – mamy po prostu szacunek do słowa. Współczesne formy komunikacji odbierają jej ważność. Łatwość z jaką możemy nawiązywać kontakty, ilość tych kontaktów i ich częstotliwość sprawiają, że nie dbamy o to co mówimy i jak. Zadajemy głupie pytania i udzielamy bezmyślnych odpowiedzi, a wszystko to odbywa się w szalonym tańcu słów-potworków – przekręcanych zwrotów, ostentacyjnie błędnej ortografii, wyrazów, które nic nie znaczą.”

Dla Antonio faks stał się wymarzonym pośrednikiem w komunikacji. „Uwielbiam listy. Ale można po nie sięgać tylko w wyjątkowych przypadkach. Codzienne obowiązki wymuszają na nas komunikację. Rzecz w tym, że nie musi to być komunikacja z czasie rzeczywistym Co z tego, że zadzwonisz do mnie i zadasz mi błahe pytanie, a ja udzielę Ci błahej odpowiedzi? Nikt z nas nie wyniesie nic z tej rozmowy. Zamiast tego napisz do mnie, najlepiej odręcznie i wyślij swój list faksem. Ja po przyjściu do domu przemyślę co napisałeś i odpowiem Ci w ten sam sposób. Możesz być pewien, że nie zlekceważę Twoich słów i odpiszę Ci z uwagą. A jeśli napiszesz lub narysujesz mi żart – będę śmiał się do rozpuku jeszcze długo w noc”.

Wydaje się dziwne? Może ale okazuje się, że setki tysięcy ludzi na świecie, niezależnie od koloru skóry, kultury, czy języka mają dość „śmieciowej komunikacji”. Nie rozwiązują kontaktów ze światem zewnętrznym. Cały czas korzystają z telefonów, Internetu, spotykają się ze znajomymi. Ale z ludźmi z ruchu komunikują się tylko za pomocą faksu.

John dobiega czterdziestki i mieszka w Kanadzie. Dwa miesiące temu dołączył do ruchu Slow-Word. Na forum ruchu dzieli się swoimi doświadczeniami: „To niesamowite jak zmienia Ci się sposób patrzenia na świat. To jak witamina dla całej Twojej komunikacji z innymi. Uważniej dobierasz słowa, mówisz sensownie, nie rzucasz słów na wiatr. A porozumiewanie się faksem z innymi członkami ruchu to już czysta poezja. Żadnego ściemniania, pismo odręczne, zamiast głupich emotikonów najprawdziwsze rysunki. Prawda – to jest to, co mnie w tym pociąga”.

Nie tylko jego. Dotychczas na stronie ruchu zarejestrowało się 480 tys. ludzi a licznik codziennie bije. Producenci faksów zacierają ręce. A mnie robi się głupio. Ponad tysiąc pięćset słów… i po co?

Aby dowiedzieć się więcej lub dołączyć do grupy testerów bezpłatnej usługi, napisz na:


Dodaj komentarz

Przeczytaj również

Jaka jest przyszłość technologii 5G?

W ostatnich tygodniach media obiegła informacja na temat zwolnień grupowych w szwedzkiej f…