Home Biznes Domenowy biznes czyli jak zarabiać na literach

Domenowy biznes czyli jak zarabiać na literach

0
0
90

Efektowne ceny osiągane przez niektóre domeny internetowe bez wątpienia pobudzają wyobraźnię wielu, napędzając tym samym karuzelę rejestracji adresów internetowych na całym świecie. Zjawisko „domainingu”, czyli handlu domenami, nie jest już zajęciem dla małych grupek fascynatów, którzy zamknięci w odgrodzonej i nierozumianej przez resztę świata enklawie, posiadają „tajemną wiedzę” dotyczącą tego tematu. Zjawisko to zaczyna powoli wkraczać „na salony”, m.in. poprzez spadające ceny rejestracji. Dziś handel adresami internetowymi to całkiem poważna i przynosząca realne zyski część rynku internetowego, na którą mogą wkroczyć osoby nie posiadające pokaźnych budżetów przeznaczonych na inwestycje.

Zawód: broker domen internetowych

Bariera cenowa nie stanowi już skutecznej barykady blokującej dostęp do biznesu domenowego dla przeciętnego użytkownika Internetu. By rozpocząć działalność na tym polu wystarczy kilkanaście bądź kilkadziesiąt złotych funduszy i głowa pełna ciekawych pomysłów. Podczas gdy pierwszy czynnik przestał warunkować możliwość rozpoczęcia „domenowej działalności” (z racji spadających kosztów rejestracji domen), drugi stał się tym, od którego zależy powodzenie całego przedsięwzięcia.

Nie ma prostych biznesów

Na pierwszy rzut oka biznes ten wydawać może się jednym z prostszych zajęć – wystarczy znaleźć ciekawą i wciąż wolną nazwę, wybrać typ domeny, zarejestrować ją i czekać na wiadomości od osób zainteresowanych odkupieniem. Jak nietrudno zgadnąć, rzeczywistość nie jest tak różowa, jak może to wyglądać na początku. Z domenami jest jak z hasłami reklamowymi – dobry slogan zapisuje się bez problemów w pamięci, może być bez trudu przywołany, a marzeniem każdego copywritera jest by był on również cytowany, np. jako zabawne motto. Nikt oczywiście nie wymaga, by domena internetowa legitymowała się tą ostatnią cechą, jednakże dwie pierwsze pozycje są bezwarunkowym wymogiem, mającym wpływ na potencjalną wartość adresu internetowego.

Zabawy językowe 

Wymyślając nazwę, w której każda litera w zamierzeniu ma osiągnąć wartość średniej krajowej pensji, należy brać pod uwagę kilka ważnych czynników. Pierwszą, i chyba najważniejszą zasadą, jest unikanie tworzenia „węży”, czyli adresów składających się z bardzo wielu znaków. W tym przypadku reguła jest prosta: im mniej liter, tym lepiej. Rejestrując domenę należy mieć na uwadze fakt, iż pamięć ludzka jest zawodna i niewiele osób będzie w stanie przypomnieć sobie długą i skomplikowaną nazwę. Adres powinien mieć znamiona prostoty, przy jednoczesnym zachowaniu ciekawego brzmienia oraz tzw. „estetyki wizualnej”.

S-p-a-c-j-a

Warto również mieć na uwadze unikanie w nazwach pauz, które nie mają zwykle bezpośredniego wpływu na wygląd domeny (chyba, że rozważymy skrajny przypadek, czyli domenę zawierającą w sobie kilka pauz, np. p-a-u-z-a.pl), jednakże nastręczają pewnych problemów, gdy zachodzi potrzeba ustnego przekazania informacji o adresie internetowym.  

„Mała kreseczka”, upchnięta między dwa wyrazy w nazwie, rodzi tylko niepotrzebne komplikacje przy próbach wytłumaczenia sposobu poprawnego zapisu domeny, obniżając w efekcie wartość rynkową takiego tworu – mówi Katarzyna Gruszecka z 2BE.PL, firmy zajmującej się m.in. rejestracją domen internetowych.

„Jedynym odstępstwem od tej reguły jest sytuacja, kiedy adres zawiera cenne i popularne słowa” –dodaje Gruszecka.

Wymyślaj slowa-klucze

Rosnący „tłok” na rynku domenowym powoduje kurczenie się zasobów adresów zawierających wartościowe słowa bądź zwroty, co w rezultacie wymusza konieczność wymyślania nowych wyrazów mających szansę na sukces na aftermarkecie. Nie należy więc unikać słowotwórstwa, gdyż może okazać się, że za jakiś czas powstanie firma bądź organizacja nosząca nazwę, która wcześniej przyszła nam do głowy (przykładów nie trzeba szukać daleko: Google, Yahoo itp. – czy ktoś jeszcze kilkanaście lat temu znał takie słowa?). Istnieje oczywiście wówczas ryzyko skierowania sprawy na drogę sądową przez podmiot chcący odzyskać adres bez sięgania do portfela, ale jak wiadomo żaden biznes, nawet domenowy, nie jest pozbawiony komplikacji.

Generatory pomogą

W przypadku chwilowego kryzysu twórczego możemy próbować posiłkować się generatorem domen, takim jak np. Randomainer.com. Umożliwia on tworzenie nowych słów na podstawie wpisanych przez użytkownika fraz. Nie zastąpi on wprawdzie kreatywnego umysłu, ale czasami zaproponowane przez ten serwis nazwy stanowią ciekawe i warte rozważenia propozycje.

Be international

Ostatnim czynnikiem, który należy wziąć pod uwagę, jest „międzynarodowy charakter” tworzonej nazwy, czyli dobre brzmienie w języku angielskim. Wyjątkiem od tej reguły jest sytuacja, gdy chcemy zarejestrować domenę narodową wybranego kraju. Nic nie stoi wówczas na przeszkodzie by pobawić się w tworzenie słów w danym języku.

Zdobywamy świat

Wywołany został tym samym temat wyboru typu domeny, w której zostanie zarejestrowana nasza wymarzona nazwa. W tym miejscu trzeba się zdecydować, czy chcemy „zdobywać” cały świat, czy wystarczy nam podbicie lokalnego rynku. Tworząc polskojęzyczne nazwy wybór powinien paść oczywiście na domeny z końcówką .pl, a pozostałe (np. .com, .net, .org itp.) rejestrować należy dopiero w dalszej kolejności. Chociaż oczywiście są odstępstwa od tej zasady i domena zawierająca angielską nazwę, może również osiągnąć całkiem przyzwoitą wartość.

Najświeższym tego typu przykładem jest adres e-friends.pl, który w pierwszej połowie maja na aukcji w Sedo.com osiągnął cenę 25 tys. euro.

Jednak w przypadku międzynarodowego charakteru nazwy, poszukiwania  powinny zacząć się od rozszerzeń globalnych, zwracając jednocześnie uwagę na „hierarchię wartości” poszczególnych domen. Najwyżej wyceniane są oczywiście rozszerzenia .com, natomiast pozostałe, jak np. .info, .biz, czy .net, które na rynku wtórnym mają znacznie niższe notowania, należy traktować jako uzupełnienie i rejestrować w drugiej kolejności. Można również zdecydować się na adresy z końcówkami .eu lub .asia, które są najmłodszymi „dziećmi” w domenowej rodzinie.

„Należy założyć, że wraz z wyczerpywaniem się ciekawych adresów z innymi rozszerzeniami, wartość domen kontynentalnych zacznie najprawdopodobniej rosnąć” – ocenia Katarzyna Gruszecka z 2BE.PL.

Nasz klient – nasz pan

Wymienione wyżej cechy można zakwalifikować do kategorii wiedzy technicznej, niezbędnej każdej osobie, która poważnie chce zajmować się domainingiem. Informacje te mogą pomóc we wstępnej ocenie potencjalnej wartości domeny, określając ewentualne widełki cenowe, w których może się ona znaleźć. I w tym miejscu dochodzimy do sedna sprawy, czyli ostatecznej wyceny zarejestrowanego adresu internetowego. W sieci natknąć się można na wiele ofert, zachęcających do poddania domeny ocenie specjalistów, którzy „rozbierają” ją na czynniki pierwsze, określają wartość rynkową oraz wystawiają stosowny certyfikat. Analizie poddawany jest szereg czynników, zarówno dających się zmierzyć, jak również pozostających jedynie w sferze dywagacji i indywidualnych ocen.

Pozycjonowanie domeny

Do pierwszej grupy można zaliczyć status domeny w wyszukiwarkach oraz generowany przez nią ruch (tj. liczba odwiedzin witryny), sytuację prawną wybranej nazwy (czy ktoś nie posiada już takiego znaku handlowego), czy ocenę jej długości oraz składni. W drugiej kategorii, tzw. subiektywnych odczuć wyceniającego, mieści się m.in. globalny potencjał domeny, łatwość zapamiętania czy ocena wartości na podstawie kwot osiągniętych podczas sprzedaży podobnych adresów (co nie zawsze musi mieć przełożenie na wartość naszej domeny).

Pewnych domen nie ma

Oczywiście można posiłkować się dokumentem zawierającym wymienione wyżej informacje podczas negocjacji z osobą zainteresowaną odkupieniem domeny, ale trzeba mieć świadomość pewnej prozaicznej prawdy: domena jest warta dokładnie tyle, ile ktoś nam za nią zaoferuje. Żaden certyfikat, wystawiony nawet przez najznamienitszego specjalistę, nie zapewni sukcesu naszej nazwie. Może się zdarzyć, że za sprzedaż z pozoru niewiele wartej domeny, zostanie nam złożona bardzo atrakcyjna oferta. Niewykluczona jest też sytuacja odwrotna, gdy posiadając prawdziwą „domenową perełkę” (wycenioną np. na kilka tysięcy złotych), nie znajdziemy nikogo zainteresowanego przeznaczeniem na nią większej sumy pieniędzy. Na rynku domen internetowych nie ma jasnych reguł określających jedyną słuszną wartość sieciowej nazwy – wszystko zależy od szczęścia i trafienia na odpowiedniego kupca.

Jak przyznaje Arkadiusz Bednarczyk, właściciel serwisu internetowego Linux.pl, dysponując nawet najciekawszym adresem nigdy nie mamy pewności otrzymania korzystnej propozycji jego odkupienia.

„Jak dotąd nie dostałem poważnej propozycji kupna domeny Linux.pl. Zdarzyło się kilka zapytań, jednak były to raczej propozycje nie warte uwagi. Póki co, nie mam w planach sprzedaży domeny, jednak gdybym otrzymał naprawdę poważną ofertę, miałbym również na uwadze ręce, w które by trafiła. Musiałaby być to firma, która wniosłaby odpowiedni wkład w rozwój serwisu i propagowanie idei Wolnego Oprogramowania. Gdybym miał jakiekolwiek obawy odnośnie do intencji i możliwości potencjalnego właściciela, odmówiłbym bez względu na cenę” – stwierdza Arkadiusz Bednarczyk.

Domena Linux.pl istnieje już od 1999 roku, jednakże obecny właściciel nie był osobą, która ją pierwotnie zarejestrowała. W posiadanie tego adresu wszedł dopiero w 2002 roku, odkupując ją od firmy zajmującej się handlem domenami.

„Zgodzili się wówczas sprzedać Linux.pl za bardzo niską cenę, gdyż dla nich nie stanowiła większej wartości. Kupując, zdawałem sobie sprawę z potencjalnej wartości tego adresu – byłem już wtedy zapalonym hobbystą Linuxa, w związku z czym możliwość zdobycia takiej domeny była okazją, której nie można było przepuścić” – dodaje Bednarczyk. 

Sondowanie rynku

Jedynym skutecznym sposobem sprawdzenia realnej wartości posiadanej domeny jest wystawienie jej na aukcję. Oczywiście czynność ta wcale nie musi wiązać się z chęcią sprzedaży. W takim wypadku wystarczy ustalić „zaporową” cenę minimalną, która zwykle jest niewidoczna dla licytujących (np. w przypadku Allegro), a następnie obserwować przebieg aukcji. Jeśli wylicytowana kwota nie będzie satysfakcjonująca i nie osiągnie ona oczekiwanej ceny minimalnej, nie mamy obowiązku finalizować transakcji. Będzie jednak wiadomo jaką wartością rynkową legitymuje się nasza własność. Z takiej możliwości skorzystał m.in. Arkadiusz Bednarczyk, który postanowił zweryfikować realny potencjał cenowy Linux.pl.

„Aukcja nakierowana była głównie na przetestowanie zainteresowania tematyką z jaką związana jest moja domena, a co za tym idzie również testem wartości rynkowej. Jednak w przypadku naprawdę poważnej propozycji, nie wykluczałem ewentualnej sprzedaży” – wskazuje A. Bednarczyk.

Tym razem kwota minimalna nie została osiągnięta – licytacja zatrzymała się na sumie 32 300 zł. Właściciel uzyskał jednak informację o potencjale swojej domeny wraz z serwisem.

Popularny serwis w pakiecie

Interesujący i często aktualizowany serwis internetowy, który jest „podpięty” pod domenę, znacząco wpływa na jej wartość. Dzięki temu adres pnie się w naturalnych wynikach wyszukiwarek, stając się atrakcyjnym miejscem np. dla reklamodawców, a co za tym idzie zwiększając swoją wartość na rynku wtórnym. Zabieg taki, nawet z przeciętnej domeny może uczynić wartościową markę. W obecnej sytuacji, gdy większość ciekawych adresów jest już zajętych, w celu wzbogacenia walorów swojej domeny należy szukać wartości dodanej, którą w tym przypadku będzie atrakcyjny serwis „w pakiecie”.

Podsumowując, sukces w domenowym biznesie wymaga odrobiny czasu, zachodu i inwencji. W rezultacie czynniki te, w połączeniu ze szczyptą szczęścia (bez którego w biznesie ani rusz), umożliwiają osiągnięcie sukcesu. Efektem może być transakcja, podczas której każda litera w domenie będzie warta tyle, ile dwutygodniowe wczasy na Hawajach.


Dodaj komentarz

Przeczytaj również

AI ludzi „nie zwolni”, bo ich brakuje. Za to ułatwi nam pracę

Jeśli myślicie, że sztuczna inteligencja zlikwiduje część zawodów i wpłynie negatywnie na …