Home Biznes Adres pocztowy z odzysku

Adres pocztowy z odzysku

0
0
129

Polska domenosfera rośnie niczym Robert Burneika na odżywkach białkowych. Według danych Krajowego Rejestru Domen z 23 sierpnia bieżącego roku, w polskim rejestrze figuruje 2 184 409 nazw z rozszerzeniem „.pl”. Dziennie rejestrujemy ponad tysiąc adresów z końcówką krajową. Mamy największy apetyt na domeny spośród wszystkich Europejczyków – w żadnym kraju Starego Kontynentu tempo rejestracji adresów www nie jest tak duże.

To miód na serce polskich domainerów, którym zmagania z rosnącą konkurencją rekompensują coraz wyższe stawki za sieciowe „nieruchomości”, a jednocześnie utrapienie dla przedsiębiorców spoza branży domenowej, którzy muszą wykładać coraz większe pieniądze za wymarzone miejsce w internecie. No właśnie – czy faktycznie muszą?

Elektroniczny recycling

Duża część rejestrowanych domen nie przepada raz na zawsze. Szczególnie, jeśli nie są to nazwy premium. Rozważmy to na przykładzie subdomeny „waw.pl”. Według tabeli dostępnej na stronie www.dns.pl, w skali roku przybyło ok. 18 tys. adresów z tym rozszerzeniem. Jednak w ostatnim miesiącu ubyło ich aż 256. Można by pomyśleć, że nasza stolica ma ostatnio słaby PR internetowy, gdyby nie fakt, że w tygodniu poprzedzającym publikację danych w rejestrze przybyło 157 domen z końcówką „waw.pl”, a w ciągu jednego dnia – aż 85. Skąd więc ujemny wynik mimo jednoznacznie dodatniego trendu?

  • Najsensowniejszym wyjaśnieniem jest redukcja dużego portfolio adresów przez konkretnego inwestora. Od pewnego czasu domainerzy intensywnie inwestują w rozszerzenia regionalne – to efekt deficytu „peelek”. Jak łatwo się domyślić, szczególną popularnością cieszy się końcówka „warszawska”. Jednak inwestycje nie zawsze są trafione, a utrzymanie domenowego portfolio czasem wymaga bolesnych decyzji. Gdy domainera nie stać na przedłużenie nazw, może je sprzedać w pakiecie innemu inwestorowi, a jeśli nie znajdzie kupca – zwyczajnie z nich zrezygnować. Wówczas nazwy wracają do puli ogólnej. Tu pojawia się szansa dla czujnego „łowcy”.
  • Polowanie na domeny to zabawa nie mniej emocjonująca niż zasadzanie się na dzika, choć z pewnością bardziej ekologiczna. Baczna obserwacja i instynkt łowcy odgrywają niepoślednią rolę w utrafieniu cennego adresu, ale do złapania „spadającej” nazwy niezbędne są przede wszystkim odpowiednie narzędzia. Większość domen usuniętych z DNS trafia bowiem w sidła automatów, z którymi ludzki refleks nie ma najmniejszych szans. Najbezpieczniejszą możliwością zdobycia nazwy porzuconej przez dotychczasowego abonenta jest założenie na nią opcji. Rozwiązanie to nie daje gwarancji, że domena faktycznie zostanie zwolniona. Jeśli jednak tak się stanie, nie musimy obawiać się żadnego  algorytmu – opcja gwarantuje bowiem wyłączność na ponowną rejestrację adresu. Zaletą tego rozwiązania jest niska cena zdobyczy.
  • Przykładowo w serwisie Dropped.pl za opcję trzeba zapłacić 32 zł. Niestety ten wariant nie działa w odniesieniu do domen, które zaczęły wygasać (listy usuniętych domen aktualizowane są codziennie na stronie www.dns.pl). W tej sytuacji konieczne jest dodanie nazwy do przechwycenia. Inaczej niż w przypadku opcji, przechwycenie domeny może zlecić serwisowi więcej niż jedna osoba. Wówczas odbywa się licytacja, która winduje koszty uzyskania adresu dla jej zwycięzcy. Aby uniknąć takich sytuacji, trzeba działać z wyprzedzniem – wyszukać potencjalną zdobycz odpowiednio wcześnie, przeanalizować jej wartość i ocenić prawdopodobieństwo tego, czy zostanie zwolniona. Jeśli sytuacja wydaje się sprzyjająca, wówczas warto dokonać „rezerwacji” na domenę, zakładając na nią opcję.

Darmowa setka

Wyszukiwanie i analizowanie domen o dużym prawdopodobieństwie „spadu” to trudne zadanie. Przewagę mają osoby i firmy dysponujące fachową wiedzą i oprogramowaniem. Serwis Dropped.pl udostępnia listy domen, które z dużym prawdopodobieństwem wygasną w ciągu najbliższych czterech dni. Dzięki temu inwestorzy mogą zminimalizować ryzyko związane z założeniem „niepewnej” opcji. Sęk w tym, że z takiej listy może skorzystać każdy, więc znowu działa tu zasada „kto pierwszy, ten lepszy”. Być może, zatem lepiej wziąć sprawy w swoje ręce?

Serwis obserwacyjny

Niedawno serwis AfterMarket.pl wprowadził usługę monitorowania domen. Umożliwia ona śledzenie modyfikacji dokonywanych na wybranej domenie, co z kolei pozwala na ocenę prawdopodobieństwa zwolnienia danej nazwy przez jej abonenta – jeśli domena była niedawno modyfikowana, szanse na „spad” maleją. To rozwiązanie dla domenowych długodystansowców, zainteresowanych raczej większą liczbą adresów niż polujących na jeden konkretny, warty zabezpieczenia za pomocą opcji. W ramach usługi monitorowania domen, jesteśmy informowani mailowo o każdej zmianie dokonanej na obserwowanym adresie, co uwalnia nas od czasochłonnej pracy sprawdzania statusów nazw. Co ciekawe, monitorowanie domen jest usługą bezpłatną dla pierwszych stu nazw. „Obserwacja” każdej kolejnej setki adresów kosztuje jedynie grosz dziennie. Jak widać, rozwój domenowej branży sprzyja innowacyjnym rozwiązaniom i konkurencyjnym cenom – czasem w oszałamiającej wysokości 0 zł.


 

Dodaj komentarz

Przeczytaj również

Niemal co piąty Polak nie wie, czy był ofiarą internetowego oszustwa. Kto jest najbardziej narażony na ataki?

Ponad 17% Polaków nie jest pewnych czy padło ofiarą oszustwa w sieci. Aż 40% nie weryfikuj…