Home Biznes Domenowe słowotwórstwo

Domenowe słowotwórstwo

0
0
272

 

Google, Yahoo – to nazwy warte astronomiczne sumy. Prawdopodobnie jednak nie występują w żadnym ze słowników angielskiego ani innych języków naturalnych. Nazwa giganta z Mountain View to literówka słowa "googol", oznaczającego dziesiątkę do setnej potęgi. Marka Yahoo ma z kolei źródło literackie – tak Jonathan Swift nazwał jedną z postaci swojej powieści "Podróże Guliwera". Niesłownikowych domen wartych fortunę jest znacznie więcej – i będzie jeszcze więcej, bo cyberprzestrzeń ani wyobraźnia ludzka nie znają granic.

Ninja kontra generyk

Oczywiście złotodajne neologizmy nie rosną na drzewach. Potęga nazwy Google to efekt ogromnych inwestycji. Gdyby  pomysłowi informatycy nie stworzyli algorytmu odpowiedzialnego za bezkonkurencyjną sprawność wyszukiwarki, a następnie nie zdobyli środków finansowych na rozwój pomysłu, domena google.com zapewne do dziś byłaby wolna. Domainerzy tego typu nazwy bez merytorycznej wartości określają mianem "ninja". Łowcy adresów często jednak nie doceniają faktu, że wiele pojęć o mniej bezpośrednim odniesieniu do konkretnego towaru niż frazy w stylu "maszyny rolnicze" ma ogromną wartość brandową. Początkujący przedsiębiorcy szukający zgrabnej nazwy dla swojego biznesu rzadko wybierają proste rzeczowniki rodem ze słownika. Nie tylko dlatego, że nazwy generyczne są już niedostępne do rejestracji, ale również – a być może przede wszystkim – dlatego, że "generyk" przekreśla indywidualność marki. Ładnie brzmiące neologizmy mają potencjał, by zapaść w pamięć mocniej niż nazwy ogólne, które bardziej niż z konkretną firmą będą kojarzyć się z określoną kategorią produktów. Szczególnie że popularność marki często jest efektem nie tylko intensywnej promocji, ale także estetyki reklamowanej nazwy. Łatwiej przecież wypromować nazwę miłą dla ucha niż zwrot, który budzi nieprzyjemne skojarzenia lub jest zwyczajnie niezgrabny.

Biznes pełen niespodzianek

Materiału na markę dostarczają nie tylko neologizmy w stylu "interia", "onet", "ceneo". Również odpowiednio wykorzystane nazwy słownikowe mają brandowy potencjał.

  • Przykładem jest domena "deser.pl", za którą koncern Agora w 2008 r. zapłacił prawie 74 tys. zł. Adres optymalny dla serwisu z przepisami na podwieczorek został wykorzystany pod witrynę serwującą rozrywkowe niusy, a niespodziewanie wysoka kwota za jaką został sprzedany zapewne zaskoczyła niejednego domainera

Z drugiej strony domainerzy zawsze powtarzają, że nazwa warta jest tyle, ile ktoś jest gotów za nią zapłacić, a czynnik "niespodzianki" w branży adresowej odgrywa dużą rolę. Dlatego wielu inwestorów próbuje zmniejszyć swoją zależność od przypadku i dywersyfikuje swoje portfolio, testując nowe branże czy rozszerzenia. Jednak topniejąca liczba domen w rejestrze, wysokie ceny na rynku wtórnym i rosnąca liczba serwisów internetowych napędzają zapotrzebowanie na nazwy "brandotwórcze", niekoniecznie przypisane do określonej branży. Początkujący przedsiębiorcy zamiast odkupować domenę często wolą wymyślić nową nazwę i wypromować ją własnymi siłami. Jednak brandów szukają też duże firmy dysponujące kapitałem umożliwiającym zakupy na rynku wtórnym. Dlatego przemyślane portfolio niesłownikowych domen o walorach brandowych może okazać się źródłem niespodziewanego dochodu dla domainera. Tego typu nazwy warto odpowiednio promować w internecie – tworząc na nich proste serwisy, a przede wszystkim eksponując je na giełdach domenowych, np. AfterMarket.pl

Patent na domenę

Rejestrując brandową domenę, trzeba jednak uważać. Może się bowiem okazać, że… brand jest już zajęty. Z reguły zajęty trademark wiąże się również z niedostępnością domeny, ale można sobie wyobrazić sytuację, gdy międzynarodowa korporacja o niesłownikowej nazwie, niedziałająca na rynku polskim, nie zdążyła zarejestrować domeny z rozszerzeniem ".pl".

  • Jeśli potraktujemy to jako okazję do zarobku, najprawdopodobniej ostatecznie będziemy musieli rozstać się z domeną na drodze polubownej lub sądowej. Jeśli jednak firma wykorzystuje nazwę generyczną, jak np. Orange, istnieje duża szansa, że domenę zachowamy – albo zdołamy ją wymienić drogą przelewu na kilka zer poprzedzonych liczbą naturalną. Korporacje z reguły jednak skrupulatnie dbają o zabezpieczenie swoich trademarków i pamiętają o wykupieniu domen z własną nazwą w liczących się rozszerzeniach krajowych.
  • Warto naśladować tę zapobiegliwość. – Jeśli uda nam się wymyślić ciekawą domenę brandową, rozsądne będzie zastrzeżenie jej w urzędzie patentowym. Nazwy można zastrzegać jako znaki słownograficzne lub tylko słowne dla danej branży oraz kraju – radzi Dariusz Litawiński z AfterMarket.pl. Dobra domena to w końcu cenna własność intelektualna. A z niezabezpieczoną własnością intelektualną łatwo przecież można się rozstać.


 




 

Dodaj komentarz

Przeczytaj również

Majówka ze skonfiskowanym samochodem? Sprawdź, czy możesz prowadzić

Długi weekend majowy za pasem, a wraz z nim kolejne zatrzymania nietrzeźwych kierowców. Ko…